SCENA SŁOWIK: Hudák & SHZ. Być kochanym, raczej [RELACJA]

SCENA SŁOWIK: Hudák & SHZ. Być kochanym, raczej [RELACJA]

Nie mam problemu z tym, kiedy ktoś zwraca mi uwagę albo chce mnie w czymś poprawić. Jednak większość ludzi podchodzi do tematu zadaniowo – protekcjonalnie, jeśli tylko odważą się wejść w interakcję. Jeśli tylko poczują krew. Bardzo szybko okazuje się jednak, że to oni się mylą. I ja wiem, że wiem, i oni wiedzą, że ja wiem, że lecą kantem. Ale zanim odejdą, wykorzystuję okazję, by przeprowadzić prosty test. By okazać wdzięczność, dzielę się z nimi swoimi osiągnięciami. Zwykle tracą wtedy zainteresowanie, co jest moim celem od samego początku. Odsiać prawdę od fałszu.

Czemu przyszło mi to do głowy akurat podczas czwartkowego koncertu? Może dlatego, że u mnie zawsze sprawdzał się miks introwertyzmu i interakcji z podobnie myślącymi – w jednakowych proporcjach. Resztę omijałem szerokim łukiem. W tym temacie twórczość Nany’ego Hudáka & SHZ to twórczość wychodząca otwarcie naprzeciw, oferując muzyczno-słowną terapię w przezwyciężaniu wrodzonego narcyzmu i poszukiwaniu spokoju ducha. Tego wieczoru poczułem ten zew i ten ziew; tę odświeżającą bryzę bijącą od sceny Spóźnionego Słowika. To było bezbłędne – tak oczywiste, ale jakże ważne przypomnienie o tym, że ważne jest, by kochać i być kochanym, raczej.

Nany Hudák | Fot. Tomasz Machowski

Nany Hudák & SHZ to formacja, która nie boi się potknięć; której nie peszy to, że postawią głupie pytanie albo że ktoś ich poprawi – mniejsza o to, ważne, że wykazują żywe zainteresowanie. Są ciekawi świata, tego, co u mnie – u ciebie, ale z drugiej strony nie są w tym nachalni, zachłanni, nie naprzykrzają się, zostawiają sporo miejsca na oddech. Na myśl. Stąd to, co wchodziło mi uchem, w momencie wychodziło sercem, tworząc w mojej głowie jedne z piękniejszych definicji i poetyckich sposobów opisania ich muzyki, którą nazwałbym samotniczą – wolną, stojącą po tej zacienionej stronie ulicy. To było tak mimowolne w swojej prostocie – to nasuwało się samo.

Słowacy podarowali nam miłość pochodzącą z innego wymiaru; z dzikiego lasu, z runa i igliwia, spod kory drzewa, i napomnieli, by trzymać się jej niczym matczynego fartucha. Ich muzyka to świat pełen pasji i autentyczności, gdzie tradycja brata się z ponowoczesnością, a każde brzmienie przypomina o korzeniach, które nas ukształtowały i nas pochłoną. Przecież samotność od zawsze była poddawana romantyzacji: w literaturze, malarstwie, muzyce czy filmie. Patrzenie w niebo za oknem, podziwianie rodzących się liści, łapanie wschodów i zachodów słońca, kontemplacja rzeki, jeziora, fal rozbijających się o brzeg morza – te chwile odosobnienia zdarzają się każdemu i mają to do siebie, że nierzadko wręczają nam nieoczekiwane prezenty. Najlepsze. To wtedy uruchamia się w nas prawdziwy reset; zaczynamy chłonąć przyjemność z odrzucania trywializmów, komunałów, czczej gadaniny, by zdać sobie sprawę z połączenia pomiędzy wszystkim a wszystkim.

Lienka Boráková (wiolonczela, wokal), Nany Hudák (gitara, wokal), Braňo Homola (gitara basowa), Anton Jurík (cajon) | Fot. Tomasz Machowski

Są ludzie, którzy czują całym ciałem i całą duszą, krwią, szpikiem kości, sercem, płucami – całym swoim życiem. Nany Hudák & SHZ dali temu wyraz podczas czwartkowego koncertu. To artyści kompletni i wrażliwcy najwyższej próby, którzy potrafią przenieść słuchaczy w zupełnie inny wymiar emocji i doświadczania. Ich muzyka tętni życiem – tętni głębokim, duchowym przeżywaniem. Ich twórczość inspiruje, by ufać swojej samotnej podróży, pielęgnować wzrost i empatię wobec innych, ze świadomością stawiania każdego kroku i tego, że miłość i siła są zawsze w pobliżu.

 

Foto: Tomasz Machowski

Reklama