Choć podróżują najczęściej pojedynczo, tworzą fascynującą wspólnotę motocyklowych nomadów XXI wieku. Szukają końca świata. Tego umownego. Bo świat, w którym tkwią na co dzień, im nie wystarcza. Tylko jak na ten koniec się dostać? Nie dotrze tam biuro podróży, nie doleci samolot, nie dopłynie statek, nie dojedzie samochód, ani kolej. Ale Honda Africa… czemu nie? Niezawodny motocykl wyprawowy, wierzchowiec naszych czasów, zwycięży z każdym człowiekiem, z każdym wierzchowcem, a tym bardziej z każdym pojazdem. Pokona piach i kamienisko, rzekę i śnieżne zaspy. Wjedzie na niezdobyte przełęcze, przebrnie błota. Niestraszny mu wicher, ulewa, żar ani mróz.
Uciekający od cywilizacji motocykliści podążają za mitem. Bywa, że docierają na kraniec świata, lub do jego początku. Bo ich wyzwaniem jest widnokrąg. Towarzyszę ich marzeniom od prawie dwudziestu lat. Na ogół samochodem terenowym. Zawsze z aparatem fotograficznym. Staram się za nimi nadążyć. A jeżdżą piekielnie szybko…
Fotografia szósta
Fotografia siódma
Co roku w Kirgistanie i Tadżykistanie po bezdrożach meandrują setki polskich motocyklistów, tysiące ich światowych naśladowców. Wielu po opieką ADVFACTORY.COM. Z kolei w mijającym roku włóczyłem się głównie po północnym Pakistanie. Daję słowo, 70 procent spotkanych tam motocyklistów (poza Pakistańczykami) to Polacy! Przed dekadą wokół Himalajów właściwie nie było infrastruktury turystycznej. A jeżeli była, to obsługiwała himalaistów. Turysta musiał szukać noclegu lub ciepłego posiłku w domach pasterzy. Dzisiaj przyzwoite guest housy i pensjonaty są nawet w małych wioskach. Funkcjonują sezonowo, a ceny mają wiele bardziej przyjazne niż w Polsce. Zaopiekują się turystą nawet w środku nocy. Zresztą gościna w gospodarstwie tybetańskiego, kirgiskiego, nepalskiego lub pendżabskiego tambylca jest przy okazji autentyczną atrakcją kulturową. W dodatku Polaków tam lubią i szanują.
Kolejne zdjęcia już wkrótce na dts24.pl
Wcześniejsze zdjęcia znajdziesz w ostatnim wydaniu DTS: