Pekiniada 2022 (V). Winnetou, Unkas, Geronimo

Pekiniada 2022 (V). Winnetou, Unkas, Geronimo

W ramach Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie 2022 rozgrywany jest turniej hokeja na lodzie kobiet. No, trudno. Tym bardziej, że w odróżnieniu od hokeja normalnego – w hokeju dla kobiet przepisy zakazują ataków na ciało, na czym traci duża część widowiska. Zabronione są np. urocze bodiczki, które mogą wyrzucić staranowaną osobę za bandę.

W składzie drużyny USA znalazła się Abby Roque. To napastniczka, ale na razie idzie jej słabo, bo nie strzeliła żadnej bramki, choć Amerykanki w 4 dotychczasowych meczach zdobyły ich 20. Roque urodziła się i mieszka na stałe w Sault Ste Marie w stanie Michigan. Jest to stolica hrabstwa (odpowiednik naszego powiatu) Chippewa. A nazwa tego hrabstwa pochodzi od nazwy plemienia rdzennych mieszkańców USA, Indian Chippewa, czyli Czipewejów bardziej znanych jako Odżibwejowie. To jeden z ludów indiańskich z pogranicza amerykańsko-kanadyjskiego, należący do grupy plemion algonkińskich, razem m.in. z bardziej znanymi Czejenami, Szaunisami i najsłynniejszymi z nich, uwiecznionymi w literaturze i filmie Mohikanami.

Bo Abby Roque jest Odżibwejką. Jej wuj Larry jest wodzem szczepu Wahnapitae, odżibwejskiego odłamu, mieszkającego w rezerwacie. Abby jest Odżibwejką po ojcu Jimie, który był hokeistą, ale nie grał w klubach NHL, za to pracuje jako skaut dla Toronto Maple Leafs i Arizona Coyotes.

Kiedyś słowo „scout” oznaczało indiańskiego zwiadowcę, tropiciela na usługach amerykańskiej kawalerii, służącego często przeciwko współplemieńcom. Czyli praktycznie oznaczało zdrajcę, gdyż skauci kolaborowali ze śmiertelnym wrogiem, który mordował przodków Abby Roque i zapędzał do rezerwatów, które stanowiły coś w rodzaju obozów koncentracyjnych. Hitlerowcy mieli zatem od kogo czerpać wzorce… Dzisiejsi skauci zajmują się tropieniem talentów sportowych i przekazywaniem ich możnym klubom – w hokeju dla zawodowej ligi NHL, w koszykówce dla NBA czy footballu amerykańskim dla NFL.

Kiedy dowiedziałem się, że Abby Roque jest Indianką – jako dawny miłośnik klasycznej literatury o Indianach, zadumałem się nad tym, dlaczego tak mało czerwonoskórych zostało znanymi sportowcami. Przecież powieści Jamesa Fenimore’a Coopera i Karola Maya o Winnetou opiewają Indian jako niedościgłych jeźdźców, niestrudzonych wojowników i w ogóle wyczynowo wytrzymałych ludzi. Dlaczego zatem żaden nie został multimedalistą olimpijskim w jeździectwie, łucznictwie albo sportach walki?

W przeszłości był jeden słynny sportowiec-Indianin – Jim Thorpe, podwójny mistrz olimpijski ze Sztokholmu 1912 w pięcioboju i dziesięcioboju lekkoatletycznym. W języku używanym przez plemię, do którego należał – Sauków (zresztą ustawicznie walczących ze znanymi nam już Odżibwejami), nazywał się Wa-To-Huk, czyli Jasna Droga. Ale jego droga życiowa nie była jasna, gdyż po Igrzyskach wynaleziono na niego haka, zdyskwalifikowano i odebrano mu tytuły mistrza olimpijskiego.

Pretekstem był fakt, że kiedyś wystąpił w meczu baseballa i wziął za to niespełna 100 dolarów. Ale czasy były takie, że olimpijczycy musieli być amatorami i każde zarobkowe uprawianie sportu ich dyskwalifikowało. Jak ten świat się zmienił, skoro teraz sportowcy mówią to, co topmodelka sprzed parudziesięciu lat – Linda Evangelista, która oznajmiła kiedyś, że za mniej niż 10 tysięcy dolarów to ona nawet nie wstanie z łóżka.

Jak tylko Thorpe dowiedział się o dyskwalifikacji, to rzeczywiście zaczął grać w baseball za pieniądze. Reprezentował barwy takich znanych drużyn zawodowych, jak New York Giants, Cinncinati Reds i Boston Braves, a potem także grał zarobkowo w football amerykański. Dopiero w 1982 r. Międzynarodowy Komitet Olimpijski dokonał rehabilitacji Thorpe’a i oddał mu tytuły. Ale żeby nie martwić potomków dotychczasowych mistrzów, nie odebrał tytułów tym, którym kiedyś je przyznano po dyskwalifikacji Thorpe’a. Zatem w annałach Igrzysk Olimpijskich w Sztokholmie sprzed 110 lat mamy po dwóch złotych medalistów w konkurencjach, które wygrał Thorpe.

We współczesnym sporcie znany nam jest jeden sportowiec-Indianin – amerykański kolarz Neilson Powless, występujący obecnie w barwach zawodowej grupy Education First. Jeździ w niej razem z Polakiem Łukaszem Wiśniowskim, ale nie z tych nowosądeckich Wiśniowskich od bram. Członkiem plemienia Oneidów z grupy językowej Irokezów Powless jest po ojcu. Jest iście po indiańsku wytrzymałym i walecznym kolarzem, a jego największym dotąd osiągnięciem jest chyba fakt, że w 2020 r. wziął udział w Tour de France, czyli największym wyścigu kolarskim świata – jako pierwszy amerykański Indianin w dziejach tej imprezy, której pierwszą edycję rozegrano aż 119 lat temu.

W zasobach Wikipedii jest dział o nazwie „List of Native American sportspeople”. Znajduje się tam kilkadziesiąt nazwisk, wśród nich zaledwie paru olimpijczyków, ale w wykazie brakuje Abby Roque. Co ciekawe, są dwaj piłkarze nożni o nazwisku… Wondolowski: Chris i Stephen. To wnukowie Polaka, ale ich matka pochodzi z plemienia Kiowa. Swego czasu Chris deklarował chęć grania w reprezentacji Polski, ale strona polska nie wykazała zainteresowania, za to doczekał się występów w barwach narodowych USA. Jego imię w języku Kiowa to Bau Daigh, czyli Wojownik Przybywający Zza Wzgórza.

Lecz w sumie wyraźny jest brak rdzennych Amerykanów wśród czołowych sportowców świata. Gdzie są ci niepokonani w literaturze Apacze, Komancze czy Sjuksowie? Jedynie Mohikanie są usprawiedliwieni, gdyż – jak wiadomo – ostatni przedstawiciel tego plemienia, niezawodny druh Sokolego Oka – Unkas, zginął w filmie o takim właśnie tytule – „Ostatni Mohikanin”, zarąbany tomahawkiem przez zdradzieckiego Hurona – Maguę o przydomku Chytry Lis, zdrobniale Lisio.

Co z tego, że Unkasa pomścił jego ojciec Chingachgook, czyli Wielki Wąż, skoro na Unkasie miała urwać się męska linia plemienia. Tymczasem okazuje się niespodziewanie, że jacyś Mohikanie, wbrew legendzie z powieści Coopera i filmu Michaela Manna, wciąż zamieszkują Stany Zjednoczone. Czyżby po śmierci jedynego syna podstarzały już Chingachgook zdołał się jeszcze rozmnożyć?

A w filmie „Ostatni Mohikanin” z 1992 r. Chingachgooka zagrał autentyczny Indianin – Russell Means. Nie był Mohikaninem, lecz Sjuksem, czyli pochodził z plemienia, które pokazano nie w „Ostatnim Mohikaninie”, lecz w innym słynnym filmie o Indianach, nakręconym w tym samym czasie – „Tańczącym z Wilkami”. W języku Sjuksów Means nazywał się Oyate Wacinyapin, czyli Pracuje dla Ludzi. I faktycznie był działaczem ruchu rdzennych Amerykanów, bo tak obecnie w czasach poprawności politycznej nazywa się w USA Indian (tak samo jak Murzynów Afroamerykanami).

Ale zanim został działaczem i aktorem, Means był wojownikiem – jak Szalony Koń (Tashunka Uitko) i Geronimo, słynni wodzowie Sjuksów i Apaczów z drugiej połowy XIX wieku. W 1973 r. był jednym z wodzów głośnego protestu indiańskiego w Wounded Knee (stan Dakota Płd.), tej samej miejscowości, w której kawaleria amerykańska dokonała masakry w 1890 r. Było to ostatnie większe starcie Indian z armią amerykańską.

Masakry setek Sjuksów, w tym wielu kobiet i dzieci, po czym ich oskalpowania, dopuścił się w Wounded Knee 7 pułk kawalerii. Ten sam, który 24 lata wcześniej dokonał innej masakry Indian: nad rzeczką Washita zginęło około stu pokojowo nastawionych Czejenów. 7 pułk kawalerii, mimo walnego udziału w zbrodniach wojennych, nie został rozformowany i ciągle wchodzi w skład armii USA. Miejmy nadzieję, że nie wyląduje zaraz na lotnisku Rzeszów-Jasionka…

Pisząc o zbrodniczej eksterminacji, jakiej dokonywali biali Amerykanie na czerwonoskórych bliźnich, zaczynam powoli rozumieć, dlaczego Indianie nie bardzo garną się do reprezentowania USA w sportach…

Ireneusz Pawlik

zdjęcie w nagłówku: prtscr USA HOCKEY YT 

 

Pekiniadę sponsoruje

 

Reklama