Leszek Zegzda: Krzysztof Żyłka – osobiste wspomnienie

Leszek Zegzda: Krzysztof Żyłka – osobiste wspomnienie

Krzysztof Żyłka to osoba dobrze znana wielu sądeczanom. Wielokadencyjny radny Rady Miasta, szef ważnych instytucji na Sądecczyźnie. Odszedł zbyt wcześnie. Informacja o Jego śmierci rozeszła się lotem błyskawicy wśród mieszkańców miasta, odnotowały ten smutny fakt wszystkie sądeckie media. Jeśli zabieram głos, to dlatego, że chciałbym o Krzysztofie opowiedzieć bardziej osobiście z perspektywy naszej ponad 50-letniej znajomości.

Wychowaliśmy się na jednym podwórku, w blokach vis a vis. Krzysiu w dzieciństwie był z tych grzecznych dzieci, z dobrego domu. Jego Mama była zawsze przez nas postrzegana jako bardzo delikatna, kulturalna, szlachetna osoba. Wspólnie nie bawiliśmy się w piaskownicy, bo byłem nieco starszy. Krzysiu nadto od dzieciństwa chodził do szkoły muzycznej, ale już jako nastolatków złączył nas Kościółek Kolejowy i oazy prowadzone przez o. Stanisława Majchra. Jak się rozpoczęła nasza bliższa znajomość? Szczegół, który warto opisać, żeby poczuć klimat tamtych lat. Końcówka lat 70-tych XX wieku. Wspólny wyjazd na trzydniowe rekolekcje na Spisz do Łapsz Wyżnych w trakcie tzw. ferii zimowych. Zima, tęgi mróz . Na polu  minus 20 stopni. Przyjeżdżamy na miejsce, a w szkole w której miały się odbyć rekolekcje mróz chyba większy jak na zewnątrz. Kaloryfery zamarznięte na kość. Nic nie zostało przygotowane, nikt  nie wiedział o naszym przyjeździe. Zawiodła komunikacja. Dzisiaj to rzecz niewyobrażalna, aby w takich warunkach pozostawić młodzież, bo byłby alarm na całą Polskę. Ale to byle inne czasy. To była komuna. I chociaż pobyt w szkole był nielegalny, a początkowe warunki pobytu nie do przyjęcia, to nikt nie myślał o powrocie do domu. Ubraliśmy się we wszystko co mieliśmy ze sobą, przytuliliśmy się do siebie i praktycznie całą noc drżąc z zimna oczekiwaliśmy. Dopiero nad ranem kaloryfery zaczęły być letnie… Taka to przygoda była  początkiem naszej znajomości.  

Przyszły lata 80. Krzysztof ukończył studia i zakochał się w Agacie. Pięknej, mądrej, ułożonej dziewczynie. Pasowali do siebie. Agatka, dziś pracownik Starostwa Powiatowego, towarzyszyła Krzysiowi przez całe dorosłe życie, do ostatnich chwil. Z tego trwałego związku narodziła się trójka wspaniałych, niezwykle uzdolnionych, utalentowanych pod wieloma względami dzieci. Sabina, Milena i Grzegorz. Wszyscy, jak Ojciec, zakochani w muzyce, śpiewie, instrumentach. Tak! Krzysztof był znakomitym muzykiem. Kochał grać. Grał na tzw. klawiszach. Od czasu do czasu zastępował w grze na organach w Kościółku Kolejowym mistrza Stanisława Wolaka, jeździł też czasem w tym samym celu do Kościółka w Dąbrowce. Przez długie lata grał m.in. z Renią i Zygmuntem Ogórkami, Ryśkiem Guśtakiem, Romkiem Kosakowskim, Heniem Leśniarą i z wieloma innymi w zespole muzycznym „Para Sadz”. To był świetny zespół, który przede wszystkim w Kościółku Kolejowym upiększał liturgię mszy w piątki o godz. 19.30 i w niedzielę o 9.30. Krzysztof grał też na weselach, jubileuszach, prymicjach.

Krzysztof był Człowiekiem pełnym pasji, uczuć i wrażliwości. Kolejną Jego pasją było wędkowanie. Jak tylko mógł wyrywał się ze sprzętem wędkarskim, by świtem, w ciszy i spokoju, wsłuchiwać się w szum rzeki i odgłosy budzącego się życia. W zasadzie od początku związku Państwo Żyłkowie należeli do Kręgów Domowego Kościoła. Przez blisko 30 lat z Markiem i Renatą Poremba, Romanem i Barbarą Kosakowskimi, Mieczysławem i Małgorzatą Kaczwińskimi, z moją żoną Lucynką i ze mną wspólnie tworzyliśmy tzw. „Krąg” spotykając się co miesiąc na czytaniu Pisma Świętego, modlitwie, dzieląc się swoimi problemami, marzeniami, pragnieniami, po prostu dzieląc się życiem.

Krzysztof pomagał ludziom. Nie dalej jak wczoraj w grupie znajomych wspomniałem o Nim. Od razu jeden ze słuchaczy opowiedział mi jak Zmarły będąc pracownikiem banku podpowiedział mu rozwiązanie, które uratowało jego biznes. Krzysztof chętnie podpowiadał, szukał rozwiązań i pomagał w różnych sprawach. Tak czynił. Z zasady bezinteresownie.

Tak! Świętej pamięci Krzysztof jak się śmiał, to się śmiał. Jak płakał to płakał. Jak się złościł to się złościł. Był bardzo prawdziwy. O takich jak ON mówi się, że są i do tańca i do różańca. Nie był doskonały, bo nikt z nas doskonały nie jest. Miał swoje słabostki, ale któż jest od nich wolny? Jednak Krzysztof był prawdziwy, autentyczny, dobry, szczery. Oto Człowiek.  Ecce Homo. W sumie piękne życie. Stworzył Rodzinę, wybudował Dom, zasadził Drzewo. Pozostawił trwały ślad na ziemi. I w życiu osobistym i w zawodowym. Poszedł po nagrodę. Jestem pewien, że tam w bramach raju wszystkie trąby, piszczałki i flety, wszystkie instrumenty i chóry  anielskie zabrzmią radosnym śpiewem „Alleluja”na powitanie Krzysztofa. W progach Domu Ojca zabrzmi ta pieśń. Być może i Krzysztof razem ze śp. Romkiem Kosakowskim włączą się w anielski śpiew i muzykę. Za ziemskiego życia chętnie razem grali i śpiewali na cześć Najwyższego. Także na naszych spotkaniach.

Krzysztofie! Dziękujemy za Twoje życie. Pozostajesz w naszych sercach.

Leszek Zegzda

 

Reklama