Koncert „Kobieta z duszą” zespołu Hulajdusza [RELACJA]

Koncert „Kobieta z duszą” zespołu Hulajdusza [RELACJA]

Co się odwlecze, to piekła nie ma. I co z tego, że Hulajdusza ominęła mnie perfidnie w połowie maja podczas jednej z kolejnych odsłon Słowikowych wieczorów, skoro szybko z odsieczą nadciągnęły 5. Sądeckie Dni Literatury? Organizatorzy (Sądecka Biblioteka Publiczna) mieli świętą rację – koncert „Kobieta z duszą” na płycie nowosądeckiego Rynku nie tylko doskonale wpisał się w tkankę tego wyjątkowego święta, kończąc jego główne obchody, ale również trafił w moje muzyczne i okołomuzyczne podniebienie.

Nie sposób nie zgodzić się z zapowiedzią tej uczty dla ucha i serca: był żywioł i był klimat, było jedno i drugie w rzeczywistym klinczu tradycji z nowym, przeszłości ze współczesnością – rodzimych utworów ludowych z elektroniką oraz instrumentarium, które nie przychodzi do głowy jako pierwsze, kiedy porusza się ten temat.

Jednak Hulajdusza w składzie: Julia Szarek (wokal, skrzypce), Przemek Zarabski (piano), Kinga Śliwa (fagot, flety), Sara Lejmel (instrumenty perkusyjne) i Jasiek Piwowarczyk (syntezatory, śpiew), to zespół, w którym dostrzegłem charyzmę prawdziwego globtrotera – podróżnika-obieżyświata, który mimo zgłębiania wielu krain, ludów i kultur, strąca z głowy laur obycia. Nie poddaje się bezczynności, nie zasłania się zwyczajami i opiniami, lecz jest wiecznie głodny tego, co za rogiem. W tym kontekście Hulajdusza to dla mnie koncepcja wykraczająca daleko poza zwykły mariaż folku z elektroniką, któremu obecnie poddaje się tak wielu. Nie zależy im, by trafiać do mas; z drugiej strony, nie chcą czuć się komfortowo, podążając za własnym sumieniem, które zdaje się wołać przewrotnie: „Bądź sobą! Wszystko, co teraz robisz, myślisz i czego pragniesz, tak naprawdę nie jest tobą”.

Hulajdusza | Fot. Bartosz Szarek

Nawet najbardziej bohaterskie księgi czasów dla współczesnych będą wydawać się martwe, ale to nie powód, by je odrzucać. Wręcz przeciwnie – należy wracać i mozolnie szukać definicji każdego słowa i wersu, próbując wyłuskać szersze znaczenie dla siebie i tworzonych przez siebie światów. Sobotni koncert na płycie nowosądeckiego Rynku był tego najszczerszą manifestacją. Wydarzenie cechowały odwaga, poszanowanie dla tradycji, ale i tworzenie więzi między różnymi rzeczywistościami i stylami, które szeptały do ucha, że warto czerpać inspiracje z własnych korzeni. Podkreślając jednocześnie znaczenie łączenia przyjętej formy z nowoczesnymi trendami, pod warunkiem, że obie te sfery zostały należycie zrozumiane i opanowane.

Dostrzegłem to w Hulajduszy już chwilę temu, a w sobotę pojawiłem się jedynie po to, by się w tym utwierdzić i rozsmakować. Brawo!

Foto: Bartosz Szarek

Reklama