Jan Duda: Utrata władzy w Małopolsce jest realnym zagrożeniem

Jan Duda: Utrata władzy w Małopolsce jest realnym zagrożeniem

Rozmowa z Janem Dudą, radnym Prawa i Sprawiedliwości w Małopolskim Sejmiku Wojewódzkim.

– Radny zaprzysiężony już…

– Tak. Ślubowałem, że będę dbał o interesy Rzeczpospolitej i Małopolski.

– W jesiennym wywiadzie przed wyborami parlamentarnymi, kiedy nie znalazł się Pan na liście PiS do parlamentu zapytałem, jak by Pan określił swój stan emocjonalny: rozżalony, obrażony, wkurzony. A jaki jest Pański stan emocjonalny po pierwszej sesji sejmiku?

– Myślę, że nazwałbym go podobnie jak go określiłem wówczas, kiedy okazało się, że nie ma mnie na liście wyborczej.

– To ja przypomnę: „mocno wkurzony jestem formą, sposobem, w jaki się o tym dowiedziałem”.

– Powiem tak: powinien istnieć w sejmiku klub Prawa i Sprawiedliwości, co do członkostwa w którym wszyscy byliśmy zgodni startując w tych wyborach pod jednym szyldem, bo to rzecz naturalna. Skoro startuję z takiej a nie innej listy, to po wyborach mam pewne zobowiązania. Nie znaczy to, że chodzę na króciutkiej smyczy, ale jednak podjąłem pewne zobowiązania. Jeżeli zatem spotykamy się na posiedzeniu klubu, gdzie prezentowana jest kandydatura pana Łukasza Kmity na marszałka, on sam mówi o sobie, a potem zapada w sali kompletna cisza. Nikt nie ma pytań, nikt nie jest zainteresowany dyskusją, albo przedstawieniem swoich uwag, zwłaszcza krytycznych. Absolutna cisza.

– O czym ta cisza świadczy?

– Rozmawiałem po posiedzeniu klubu z ministrem Andrzejem Adamczykiem, który pytał mnie o ocenę sytuacji, w której kandydatem na marszałka jest osoba spoza rady. I ja zwróciłem jego uwagę na tę ciszę panującą na sali. A może radni są tak zgodni co do tej kandydatury, że nikt nie ma uwag? Ale jest też druga strona tej ciszy: nie mówimy nic, bo i tak zrobimy swoje w odpowiednim momencie, na przykład podczas głosowania. I tak się niestety stało.

– Był Pan zaskoczony wynikiem głosowania?

–  Byłem zaskoczony ilością radnych, którzy byli przeciw kandydaturze Łukasza Kmity. Aż siedmiu radnych zagłosowało przeciw. Słyszałem opinie, że tych radnych PiS, którzy głosowali przeciw Kmicie było jeszcze więcej, bo ktoś z opozycji zagłosował na niego, ale według mnie to blef, klasyczne puszczanie szczurka.

– Nie mogę zadać Panu pytania czy Pan poparł Łukasza Kmitę na marszałka.

– Dlaczego nie?

– Bo głosowanie było tajne.

– Nie ma pytań, których nie można zadać?

– No więc poparł Pan tę kandydaturę?

– To trudne pytanie… Ja, z moim bagażem trudnych osobistych doświadczeń z prominentnymi działaczami PiS powinienem powiedzieć „nie, popieram”. Tym bardziej, że w tamtych wydarzeniach, które mnie mocno dotknęły, uczestniczył w jakimś stopniu również ówczesny wojewoda Łukasz Kmita. Ale ja zostałem wybrany do sejmiku jako kandydat Prawa i Sprawiedliwości. I z szacunku dla tysięcy moich wyborców i z szacunku dla własnego nazwiska poparłem Łukasza Kmitę.

– Po tej sesji, kiedy nie udało się wybrać marszałka, zamieścił Pan na Facebooku wpis, gdzie „klub PiS” celowo ujął Pan w cudzysłów. Pan wie, że co piszemy w ten sposób to odczytujemy na odwrót. Czy to znaczy, że nie istnieje coś takiego jak klub PiS w Sejmiku?

– Kiedy, bez zgłaszania wcześniejszych uwag czy zastrzeżeń, duża część klubu głosuje przeciw wystawionej kandydaturze, to trudno mówić o istnieniu klubu. Bo klub jest m.in. po to, by ewentualne problemy dyskutować i rozwiązywać właśnie na klubie.

– Panie pośle, kto byłby najlepszym marszałkiem Małopolski?

– Ktoś, kto dostrzeże, że Małopolska jest jedna i wszystkie regiony powinny mieć swoją reprezentację we władzach województwa. Przecież szeroko pojęta Sądecczyzna to setki tysięcy mieszkańców. Jeśli więc ci wierni sądeczanie – wierni PiS – wraz z Podhalem spowodowali, że mamy niewielką, ale jednak większość w Sejmiku, to należy ten zarząd i prezydium rady tak skompletować, aby miał w nim nasz region swojego reprezentanta. Poczuliśmy się trochę tak: zdobyliście głosy i mandaty, fajnie, ale teraz to my ustalimy kto ma rządzić.

– Panie pośle, ale przecież Sądecczyzna i w jakimś sensie Podhale miało przez ostatnich pięć lat swojego marszałka Witolda Kozłowskiego.

– Zgoda, ale czy to oznacza, że skoro Witold Kozłowski był w minionej kadencji marszałkiem, to ktoś uznał – wystarczy, teraz nie dostaniecie nic. Nie bardzo rozumiem takie polityczne myślenie.

– Zakładam, że po sesji, o której mówimy, czytał Pan opinie i komentarze, że w takiej sytuacji, mimo posiadanej większości, PiS może stracić Małopolskę.

– Jeśli my – radni PiS, nadal tak się będziemy zachowywać, to utrata władzy w Małopolsce jest realnym zagrożeniem.

– A gdyby do Pana zadzwonił telefon z Platformy Obywatelskiej albo z Trzeciej Drogi?

– Panie redaktorze, podobno w polityce wszystko jest możliwe, ale są jakieś granice. Dla mnie istnieją granice, które są nieprzekraczalne. Jestem konserwatystą, członkiem PiS, z list tej partii kandydowałem i lojalność jest dla mnie ważna. I mówię to jako polityk z dziesiątkami lat doświadczenia.

– Do której frakcji małopolskiego PiS-u Pan należy? Do frakcji Beaty Szydło czy Ryszarda Terleckiego?

– Nie należę do żadnej frakcji.

– Można tak nigdzie nie należeć?

– Można. To jest trudne jeśli chce się skutecznie uprawiać politykę, ale ja staram się zachowywać dystans do obydwu frakcji. Jeśli oczywiście one istnieją, bo ja tego nie wiem. A może ich jednak nie ma. Ze słów prezesa Jarosława Kaczyńskiego i doniesień medialnych wiemy, że istnieją mocne wpływy w Małopolsce.

– Z doniesień medialnych i słów prezesa Kaczyńskiego wiemy, że odwołał on dotychczasowy zarząd partii w Małopolsce. Przypomnijmy że jego szefem był wspomniany Andrzej Adamczyk, a jego zastępcą sądecki poseł Arkadiusz Mularczyk. Nowym przewodniczącym został, nie wybrany wcześniej na marszałka, Łukasz Kmita. Co teraz?

– To już jest sprawa nowego szefa jak on sobie to poukłada. Myślę, że w niektórych regionach niewiele to zmieni,  np. na Sądecczyźnie.

– Powiedział Pan, że w sejmiku nie będzie się kierował prywatnymi emocjami. Wróćmy do tych prywatnych emocji sprzed wielu miesięcy, kiedy lider sądeckiej listy Ryszard Terlecki sprawił, że nie został Pan ponownie kandydatem do Sejmu. To zresztą nie wszystko, bo nawet na liście do sejmiku Pan, jako były poseł, nie znalazł się na pierwszym, ale dopiero na trzecim miejscu.

– To pokazuje, że z jakichś powodów istnieją uprzedzenia do mojej skromnej osoby.

– Ryszard Terlecki Pana nie lubi?

– No ktoś mnie tam nie lubi. Wspomniana sprawa mojej nieobecności na liście do Sejmu została wyjątkowo nieelegancko załatwiona. O tym, że nie będę kandydował dowiedziałem się z konferencji prasowej. Było wiele innych tego typu sytuacji.

– Na przykład zablokowanie wręczenia Panu Krzyża Kawalerskiego Polonia Restituta za działalność konspiracyjną sprzed wielu lat, który miał Pan otrzymać podczas wojewódzkich dożynek w Korzennej. Ryszard Terlecki zablokował tę uroczystość?

– Powiem tak: ostatnim ogniwem tego łańcucha był ówczesny wojewoda Łukasz Kmita, który w imieniu prezydenta RP miał mi wręczyć odznaczenie. I to on tłumaczył się w korespondencji z Kancelarią prezydenta RP dlaczego tak się nie stało. Jestem w posiadaniu tej korespondencji, bo Kancelaria prezydenta mi ją przesłała. Oczywiście wojewoda sam by tego nie wymyślił, a w tle tej sytuacji byli inni ludzie, którzy opowiadali na ten temat jakieś dziwne rzeczy.

– A Pan mimo tamtych sytuacji, poparł na marszałka Łukasza Kmitę i jego mocodawcę Ryszarda Terleckiego.

– Nie ukrywam, że kandydowałem do sejmiku na sugestię, bo nie powiem prośbę, wiceszefa małopolskiego PiS-u posła Arkadiusza Mularczyka. Wtedy zadałem sobie pytanie: odejść i powiedzieć „nie” za to co spotkało mnie i moją rodzinę, czy kandydować? Ale jeśli kandydować, to tamte dawne sprawy odłożyć zupełnie na bok. I ja swoje prywatne sprawy odłożyłem na bok.

– Nie ma Pan poczucia, że złamano Panu kręgosłup?

– Zdecydowałem się kandydować, by oddać się pod osąd Sądeczanom, wyborcom. I pokazałem, że ich dla mnie poparcie to blisko 30 tysięcy głosów. No więc nie złamano mi kręgosłupa. Próbowano to robić dawno temu, kiedy byłem dużo młodszy i mniej wytrzymały i odporny na różne rzeczy. Nie udało się to przed laty i nie uda się teraz.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

Fot. Paweł Leśniak

 

Czytaj też:

 

Reklama